Wspaniały pałac, górujący nad Kamieńcem Ząbkowickim, przyciąga uwagę turystów oraz cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem byłych i obecnych mieszkańców tego regionu Dolnego Śląska. Mimo, że nie spełnia klasycznych wymogów jakim winien odpowiadać obiekt historyczny (jest "tylko" XIX w. zamkiem), to jednak budzi zainteresowanie ludzi nauki, architektów, historyków i zwykłych ludzi. Dzięki Internetowi możemy zapoznać sie z aktualnym stanem wiedzy o dziejach tego Zamku- Pałacu królowej Marianny Orańskiej. Można uznać, że wiemy wszystko co najważniejsze o tym, co działo się wokół tego obiektu do II Wojny Światowej.
Jak wygląda sytuacja począwszy od 1945r?
Nie natrafiłem na wiarygodne, dogłębne i rzeczowe opracowanie na ten temat. Wystarczy poświęcić trochę czasu z "Google’ami" w sieci aby dojść do takiego wniosku.
Kluczową sprawą jest wyjaśnienie okoliczności i czasu pożaru zamku – tragicznego zdarzenia, od którego rozpoczął się proces jego degradacji.
Najgorszym zjawiskiem jest powielanie błędów czasowych i merytorycznych. To odważne stwierdzenie (nie jestem historykiem), postaram się jednak udowodnić kilkoma przykładami. Na polskich stronach WWW można przeczytać (fragmenty): - W 1946 roku zdewastowany i podpalony przez radzieckich żołnierzy. Niemcy i pierwsi polscy osadnicy starali się ugasić pożar ale zamek był pod ostrzałem karabinów maszynowych, płonął dwa tygodnie. [źródło: www.gory.info.pl/wyciecz.shtml]- W czasie wojny Kamieniec przejęła nazistowska paramilitarna organizacja Todta, zwożono tu dzieła sztuki z całego Śląska, w tym również z Wawelu. Część bogactw została wywieziona na Zachód, a to, co zostało rozkradli oraz zniszczyli sowieccy żołnierze. W poszukiwaniu skarbów zbezcześcili mauzoleum Hohenzollernów (zresztą często profanowali groby dla jakiejś zwyrodniałej przyjemności…), wywieźli około 15 wagonów wyposażenia pałacu, a latem 1945 r. podpalili pałac, strzelając do każdego, kto chciał gasić pożar. Podobno pałac palił się kilka dni. Po wojnie do dalszej degradacji pałacu przyczynili się szabrownicy oraz polityka władz ludowych. Dalej rozkradano – tym razem już legalnie, ocalałe resztki, w tym kafle czy sztukaterię. Marmury z posadzek pałacu posłużyły do wystroju Sali Kongresowej w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Jeszcze w 1982 r. wojskowi komisarze chcieli wysadzić jego resztki, bo rzekomo ukrywali się tam opozycjoniści. [źródło: http://syriaa.blox.pl/2005/11/Kamieniec-Zabkowicki.html ]
P-1. Pałac z roku 1958 Foto: Autor
- Niemcy ogałacając rezydencję, wywieźli kilkanaście wagonów przeróżnych dzieł sztuki, później zaś podpalili ja, ostrzeliwując każdego, kto próbował gasić pożar. Dalszego rabunku dokonali Rosjanie. Niestety to, co jeszcze pozostawili, zwłaszcza trudne do wyniesienia elementy wyposażenia, rozgrabiała władza ludowa (część marmuru na przykład wykorzystano do budowy warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki) oraz miejscowa ludność. Dzisiaj trwa spór między prywatnym inwestorem, który w latach 80. rozpoczął ratowanie zabytku, a władzami gminy. Jest to historia skomplikowana i trudna do rozstrzygnięcia. Niestety po raz kolejny cierpi zabytek. [autor: Bartłomiej Gutowski,historyk sztuki, wykładowca UKSW – w artykule „Ekscentryczna rezydencja człowieka bogatego”].[źródło: www.rp.pl/artykul/67043.html
Tablica informacyjna
P-2 .Autor: Lares – Poznań (Swarzędz).
Inne aktualne b. ciekawe (w dużym formacie) zdjęcia tego autora oraz zbiór historycznych pocztówek można zobaczyć tutaj: http://www.skyscrapercity.com/showthread.php?t=236235
Dokładną datę pożaru podają źródła niemieckie:
Nach Kriegsende im Mai 1945 wurde Kamenz von der Roten Armee besetzt. Ca. 2.000 russische Soldaten quartierten sich in Schloss und Prälatur ein. Das Schloss wurde ausgeplündert und große Teile der Innenausstattung einschließlich der Marmortreppen abtransportiert. In der Nacht vom21./22. Januar 1946 wurde es in Brand gesteckt und brannte aus. [Źródło: de.wikipedia.org/wiki/Kamieniec_Ząbkowicki ]
Jestem jednym z wielu naocznych świadków obserwujących płonący zamek w nocnej, zimowej scenerii. Zbudzony ze snu przez starszego brata, dołączyłem do grona kilkunastu przerażonych mieszkańców (Niemców i Polaków) z północnej części wsi Sosnowa. Staliśmy na wzgórzu, od zamku dzieliła nas odległość niecałych 2 km.
P-3.Z tego miejsca obserwowaliśmy płonący zamek w nocy 21.01.1946r. (foto autora z dnia 03.05.2007r)
Jęzory ognia wydostające się przez wielkie, gotyckie okna biły w niebo na wysokość kilkudziesięciu metrów. Łuna rozświetlała całą okolicę. Była absolutna, trwożna cisza. Szloch i słowa „Mein Gott” – to reakcja kobiet niemieckich. Dla nich była to wielka trauma, pogłębiona jeszcze perspektywą nieuchronnego wysiedlenia. Polscy osadnicy byli również przerażeni – przez pół roku zdążyli już zapoznać się z tą olbrzymią budowlą, głównie z opowiadań. Mieli świadomość, że zniszczono cenny obiekt. Do wyobraźni wszystkich przemawiał m. in. fakt, że w tym zamku było 365 pokoi! Niebywały, królewski przepych, wspaniałe wykończenie budowli, winda kuchenna, własna elektrownia, gazownia i ujęcie wodne – dopełniały obraz tego wyjątkowego miejsca. Pożar, jego przyczyny i wszystko co się z tym wiązało, było codziennym tematem kolejnych lat. Utrwalone zostały niektóre fakty, część zapomniano, inne spłycono i zastąpiono sloganami niewiele mającymi wspólnego z realiami tamtych lat.
P-4. Pałac z roku 1958. Na fotografii widoczny autor
Faktem bezspornym jest podpalenie (samowolne?) przez grupę żołnierzy AR pomieszczeń bibliotecznych. Teza, że cały zamek był zajęty i „chroniony” przez Rosjan od maja 1945 do 09 lutego 1946r, nie odpowiada prawdzie. Jednostka AR została rozlokowana w obiektach pocysterskich w rejonie kościoła parafialnego. Dowódca radzieckiego garnizonu – kpt. Szuszkin zamieszkał w budynku dotychczasowej szkoły katolickiej na Pl. Kościelnym 7. Kwaterę swoją zajmował jeszcze po otwarciu w tym budynku Szkoły Podstawowej w październiku 1945r. Z pewnością zaprzyjaźnił się z kierownikiem polskiej szkoły Henrykiem Szczudłowskim (zdemobilizowanym kpt. WP), który również zamieszkał w budynku szkoły. Zamek został zajęty na pewien czas zgodnie z wojenną zasadą przejmowania obiektów militarnych przeciwnika (od 1942r zamek był zarekwirowany przez Organisation Todt). Z pewnością został przejrzany i „oczyszczony” z najcenniejszych skarbów. Po pewnym czasie Rosjanie przestali blokować dostęp do części (lub całości) pałacu. Zwłaszcza w niedziele, po mszy w kościele, tłumy ludzi zwiedzały intrygującą budowlę. W tamtych czasach zwiedzać królewską rezydencję to była niesłychana gratka! Nawet prostych ludzi szokował widok zdewastowanego księgozbioru w bibliotece: wiele ksiąg walało się po posadzce, woluminy oprawione w skórę były oskalpowane. Inne pomieszczenia prezentowały się całkiem zadawalająco. Co dalej działo się w otoczeniu pałacu? Jest to wielka niewiadoma, ale czy do końca? Pewne światło może dać tutaj zasłyszana (przypadkowo) opowieść wiele lat później. W maju 1962r miałem przesiadkę w Kamieńcu Ząbk. podczas podróży do Krakowa. Wykorzystałem wolny czas na drobne zakupy w pobliżu dworca. Stojąc w kolejce w sklepie branży mięsno-wędliniarskiej, chcąc nie chcąc, wysłuchałem odpowiedzi ekspedientki zapytanej przez jedną z klientek o zamek w pobliskim parku. Sprawnie realizując kolejne zamówienia, pani sklepowa potwierdziła fakt podpalenia pałacu przez żołnierzy stacjonujących w Kamieńcu. Była wtedy młodą dziewczyną i wielokrotnie, wspólnie z rówieśnikami bawiła się na „potańcówkach” organizowanych w sali balowej pałacu. Na te spotkania przy muzyce przychodzili również czerwonogwardziści i jak to w życiu bywa – rywalizacja o dziewczyny zakończyła się bójką miedzy Polakami i Rosjanami. W odwecie, ci ostatni podpalili resztki książek w bibliotece...
Coś w tym jest na rzeczy: 21 stycznia 1946r - to poniedziałek.
Jak zwykle, uogólnienia zaciemniają stan rzeczywisty. Tak czasem przedstawia się rolę napływowej polskiej ludności w dewastowaniu, czyli szabrowaniu porzuconego majątku. Zjawisko takie występowało, ale realizowane było przez nieliczne, zdeprawowane jednostki lub zorganizowane bandy. Również jednoznacznie i tendencyjnie ocenia się stacjonowanie Armii Czerwonej. Sprawa jest prosta i oczywista: nie ma nic gorszego niż nudzące się wojsko, niezależnie od narodowości i szerokości geograficznej. Upilnowanie dwóch tysięcy żołnierzy na kwaterach było fizyczną niemożliwością. Z pewnością taką świadomość miało dowództwo jednostki w Kamieńcu Ząbkowickim. Odbudowa mostu na Nysie Kłodzkiej przez radzieckich saperów, czy intensywne szkolenie było próbą podniesienia dyscypliny. Szkolenie strzeleckie odbywało się na „terenowej” strzelnicy na równinie przed wsią Sosnowa a tarcze były ustawione równolegle do nasypu kolejowego linii do Złotego Stoku. Nastawienie ludności polskiej do ówczesnych sojuszników było bardzo pozytywne. Kilka miesięcy wcześniej przeżywali radość z powodu rozgromienia hitlerowców. Teraz czuli wdzięczność do wyzwolicieli i tego ogólnego nastawienia nie zmieniały wybryki, nieraz tragiczne, autorstwa kilkuosobowych grup wałęsających się żołdaków. Były też straty, np. przy budowie mostu, przy dużym stanie wody wpadło 2 saperów w nurt rwącej Nysy. Nie podjęto żadnej akcji ratowniczej, co zbulwersowało polskich przypadkowych świadków. O tamtych czasach trafnie napisał p. Paweł Piotrowski z IPN Wrocław (artykuł opublikowany w Biuletynie IPN Nr 4, maj 2001r - fragment): ... Niewątpliwie największym problemem w pierwszych latach powojennych na Dolnym Śląsku był stan bezpieczeństwa, a właściwie jego brak. Najbardziej niebezpieczne były rejony, w których stacjonowały jednostki Armii Czerwonej. Dowództwo sowieckie pomimo drakońskich kar za przestępstwa nie było w stanie zaprowadzić dyscypliny w rozluźnionych po wojnie szeregach żołnierskich...... Poprawa stanu bezpieczeństwa nastąpiła dopiero z końcem lat czterdziestych, po wycofaniu większości wojsk Armii Radzieckiej z Polski. Pozostałe jednostki zwolniły zajmowane dotychczas budynki mieszkalne i przeniosły się do koszar, w których dużo łatwiej było przestrzegać dyscypliny. Wspomniany kpt. Szuszkin (ze znanej rodziny historyków Ermitażu w Sankt Petersburgu) pewnego razu po powrocie na swoją kwaterę opowiedział z autentycznym wzburzeniem, jak odzyskał cenne malowidło na płótnie, służące jego żołnierzom do... wycierania obuwia. Ludność niemiecka była całkowicie bezbronna. W okolicznych wioskach, z „dokwaterowanymi” polskimi osadnikami często zdarzało się, że Polacy bronili niemieckich mieszkańców przed grabieżą i gwałtami rozwydrzonych sołdatów. Jest jeszcze wiele tajemnic w sprawie dzieł sztuki, ewakuowanych do Kamieńca Ząbkowickiego w ostatnich latach wojny oraz losu przejętych skarbów przez Armię Czerwoną w 1945r. Zupełnie przypadkowo natrafiłem na tzw. Listę Grundmann’a oraz Raport Józefa Gębczaka. Zapoznanie się nawet z częścią tych materiałów daje dużo do myślenia. http://www.poszukiwania.pl/portal/modules.php?name=News&file=print&sid=108 Czy jest ktoś, kto może jednoznacznie powiedzieć, gdzie były w Kamieńcu Ząbkowickim niemieckie składnice dzieł sztuki, wywożonych od maja 1945r przez Rosjan a później przez polską komisję rewindykacyjną pod przewodnictwem Witolda Kierzkowskiego z Ministerstwa Kultury i Sztuki? O tym, że wywożono wtedy różne zabytkowe przedmioty wiedzieli wszyscy. Mój ojciec, zupełnie przypadkowo, zaobserwował na jednym z peronów Dworca w Kamieńcu Ząbkowickim, stosy zbroi i ekwipunku rycerskiego oczekujących na załadunek. Było to w 1946r; można żywić nadzieję, że list przewozowy nie był adresowany do huty... Sądzę, że jeszcze jest możliwość wyjaśnienia wielu wątpliwości i zagadek. Żyje przecież wielu świadków tych burzliwych wydarzeń. Dotarcie do nich może być trudne, albo zupełnie łatwe: może wystarczy zapytać o to swoich dziadków?
Opracowanie: zgodnie z prawem autorskim
Stanisław Cichoń, listopad 2007r.
Wszelkie prawa zastrzeżone