KAMIENIEC ZĄBKOWICKI POD KONIEC DRUGIEJ WOJNY ŚWIATOWEJ.
KAMIENIEC ZĄBKOWICKI POD KONIEC DRUGIEJ WOJNY ŚWIATOWEJ.
UCIECZKA I WYPĘDZENIE
Pierwsze kolumny uciekinierów przybyły do Kamieńca na początku stycznia 1945 roku. Byli to uciekinierzy z prawego brzegu Odry, z powiatów Kluczbork i Olesno, które to tereny w krótkim czasie niemal całkowicie zostały zajęte przez Armię Czerwoną.
Zarówno Fritz Bracht, gauleiter i prezydent naczelny Górnego Śląska, jak i gauleiter Dolnego Śląska , Karl Hanke, przez dłuższy czas zakazywali podjęcia działań ewakuacyjnych. A gdy rozkazał ewakuacji ludności śląskiej z terenów zagrożonych został już w końcu wydany, do trudności podyktowanych koniecznością pośpiechu dołączyły jeszcze dodatkowe silne mrozy. Na początku 1945 roku mieszkańcy Kamieńca i sami uciekinierzy wierzyli jeszcze w szybki powrót w strony rodzinne, zaś z szansy pierwszej dobrowolnej ewakuacji z Kamieńca do Bawarii w lutym 1945 roku skorzystały tylko te wielodzietne rodziny i osoby starsze, które dostały taki nakaz. Fakt stale narastającej fali uchodźców, których ze względu na ich liczebność musiano wkrótce odesłać dalej na zachód, oraz oczywiście ciągle pogarszająca się sytuacja gospodarcza była w Kamieńcu i okolicy początkowo jedynymi bezpośrednimi zwiastunami wchodzącej w końcową fazę wojny. Również naloty bombowe zostały Kamieńcowi oszczędzone, chociaż duża stacja rozrządowa mogłaby stanowić opłacalny cel. Na krótko przed wkroczeniem armii radzieckiej sporządzono przeszkody przeciwczołgowe, wykopano doły i wysadzono w powietrze most na Nysie. Nie licząc parokrotnej wymiany strzałów z oddziałami ochotniczymi, armia radziecka zajęła Kamieniec i okolice bez walki 8 maja 1945 roku przed południem. Większa cześć ludności szukała schronienia w położonych niedaleko górskich wioskach w lasach w kierunku na Lędyczek. Bezpośrednio po grabieżach, gwałtach, „ odbywających się chyba wszędzie jednakowo na oślep i jak popadnie, a w Kamieńcu – szczególnie w plebani prałata” oraz zniszczeniach zaczęto wprowadzać w mieście, ustanawiając tam komendanturę, radziecką administrację. Zadanie jej polegało początkowo na organizowaniu demontażu urządzeń kolejowych, elektrowni oraz wszelkich zakładów rolniczych. Od maja zostało umieszczonych w byłym kamienieckim klasztorze około 2000 rosyjskich żołnierzy i oficerów. Kiedy więc zapanowały już nieodwołalnie nowe warunki, mieszkańcy Kamieńca zaczęli powracać do swego miasta i budować system wzajemnej pomocy i wsparcia. Jeszcze zanim przedstawiciele zwycięskich mocarstw spotkali się 17 lipca 1945 roku w Poczdamie między innymi w celu omówienia losów Niemców na obszarach na wschód od Odry i Nysy, w Czechosłowacji i na Węgrzech, polska milicja zajęła biuro gminne w Kamieńcu. W okresie od listopada cała administracja Kamieńca i okolic przeszła w polskie ręce. Wobec praktykowanego już w wielu miejscowościach przejęła zarządzenia przez Polaków, zapanowało w Poczdamie przekonanie, że wprowadzenie ludności niemieckiej z tych terenów do Niemiec na zachód od Odry i Nysy, nastąpić musi, zaś obszary niemieckie na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej mają zostać do ostatecznego zatwierdzenia niemieckich granic w przyszłym układzie pokojowym przejęte przez polską administrację. Jednocześnie zatwierdzono również, iż owo przeprowadzenie Niemców ma odbywać się w sposób planowy i ludzki. Tymczasem Kamieniec i okolice ani nie przeczuwały niczego takiego, ani się z tym nie liczyły, gdyż nie poznano tam dotychczas podobnych praktyk przesiedlenia, względnie wypędzenia.
Ponieważ nie było żadnych gazet bądź też niemieckich rozgłośni, panowała niejasna sytuacja. Żywiono ciągle nadzieję na wycofanie się polskiej milicji. Do końca lipca wszyscy biły żołnierze i członkowie wermachtu zostali na podstawie danych urzędującego już komunistycznego burmistrza aresztowani przez Rosjan i przewiezieni przez Kłodzko do Wrocławia. Po przejęciu miejscowości przez polską administrację nastąpiły w następnych miesiącach ciągłe przesłuchania oraz związane z nimi represje, przeprowadzone głównie w specjalnie w tym celu urządzonej „ piwnicy do bicia” w ewangelickiej plebani, skutkiem których odnotowano dalsze ofiary. Dnia 28 listopada 1945 roku, nazwanego później przez wielu ocalałych „ najczarniejszym dniem”, rozpoczęło się niespodziewanie, kierowane jeszcze z Moskwy, pierwsze wypędzenie z Kamieńca. Trwające od 8 maja wydalenia nie różniły się między sobą w sposobie i rodzaju ich przeprowadzenia i nie były bynajmniej ograniczone do pierwszego okresu powojennego. Przeciwnie, wypędzenie rozciągnęło się na okres kilku lat i zależało często od napływu Polaków na konkretne tereny. Wraz z przybywaniem nowej ludności z Polski centralnej, a później z Małopolski wschodniej, domy i obejścia przechodziły w posiadanie nowo przybyłych osadników, a byli właściciele stawali się w takich wypadkach parobkami i służącymi we własnych domostwach. Pomimo skrajnie ciężkich warunków życia wielu Niemców starało się pozostawać w swej ojczyźnie, żywiąc prawdopodobnie nadzieje, że linia na Odrze i Nysie nie stanie się ostateczną granicą. Dopiero gdy na wiosnę 1946 roku rozpoczęło się wypędzanie z całego obszaru hrabstwa kłodzkiego, również dla mieszkańców Kamieńca niewyobrażalnie przestało być niemożliwe. I tak 10 kwietnia 1946 roku na bramach i ścianach obejść pojawiły się dwujęzyczne plakaty, nawołujące ludność do stawienia się z rana następnego dnia w pełnej gotowości do „ wysiedlenia”, zabierając ze sobą maksymalnie 20 kg bagażu, 500 RM ( Reichsmarek), jeden zegarek i jeden pierścionek. Fachowcy częściowo także urzędnicy zostali początkowo zatrzymani i dopiero w sierpniu tego roku wypędzeni z okręgu kamienieckiego. Kwietniowe transporty podążały głównie w okolice Oldenburga, natomiast pozostała cześć gminy została późnym latem wysłana do Brauswiku i okolic. Niektóre transporty z sąsiednich gmin szły w sierpniu również tylko do radzieckiej strefy okupowanej. Transporty mieszkańców gmin powiatu ząbkowickiego szły początkowo przez Marienborn do Bielefeld, Borkum i w góry Harcu, do Herzenbrook, a później do Bonn. W celu ochrony przed nalotami bombowymi obrazy oraz inne cenne przedmioty sztuki świeckiej i kościelnej umieszczono pod koniec wojny w byłym kościele cystersów, jak również w pomieszczeniach browaru klasztornego. Zamek i kościół zostały już bezpośrednio po zakończeniu wojny ograbione przez Armię Czerwoną. Na początku 1946 roku te dzieła sztuki, które pozostały wywieziono prawdopodobnie do Warszawy. Większość zamku Hohenzollerna została zniszczona, po parokrotnym splądrowaniu i podpaleniu, pastwą rabunku padł także grobowiec. Wielu uchodźców i wypędzonych już w trakcie ucieczki i wydalenia tak bardzo kierowała się myślą o prędkim powrocie, że starali się oni jedynie na tyle oddalić od swych ojczystych miejscowości, na ile było bezwarunkowo konieczne. Przede wszystkim ci, którym nie wolno było opuścić radzieckiej strefy wpływu, chcieli przynajmniej jak najszybciej powrócić w swe strony ojczyste.
Tylko nielicznym w ogóle udała się próba powrotu z Niemiec środkowych, ponieważ przejścia przez Nysę zostały zamknięte dla powracających, jak np. przejście w Görlitz dnia 1 czerwca. Na granicy Śląska i Czech przejście nie mogło być zamknięte ze względu na Czechów. Ogółem około jednego miliona osób wróciło w maju i czerwcu 1945 roku na Śląsk. Nadzieja na spokojny powrót po zakończeniu działań wojennych lub po podpisaniu odpowiednich układów okazała się niestety jednak płonną.
Wykorzystano za zgodą autora z archiwum Katalogu „ Ślady niemieckiej i polskiej historii” 1996. Autor: Chris Schmitz.
JERNUSZ SALEIB
Wszelkie prawa zastrzeżone